Temat koronawirusa i możliwych scenariuszy jego rozprzestrzeniania się zdominował media na całym świecie. Rynki finansowe mają tendencję do przereagowywania negatywnych informacji. Tak dzieje się i w tym przypadku.
Medialna kariera koronawirusa rozpoczęła się od marginalizowania tematu i traktowania go w kategoriach „lokalnego” problemu dotyczącego rynku chińskiego. Było to nieuzasadnione, ponieważ przy dzisiejszej skali globalnych interakcji gospodarczych oraz natężeniu turystyki międzynarodowej każde zagrożenie epidemiologiczne bardzo szybko przekracza granice państwowe.
Kiedy okazało się, że pojawiają się kolejne przypadki zachorowań w innych regionach geograficznych, media potraktowały to jako pewne zaskoczenie. W chwili obecnej trwa wyścig na doniesienia o zanotowanych przypadkach zarażeń w kolejnych krajach. To oczywiście ma wpływ na nastroje inwestorów.
Na rynkach obserwujemy symptomy wyprzedaży. Czy to tylko kwestia emocji? Oczywiście nie. Realnym i globalnym zagrożeniem dla wielu gałęzi gospodarki jest możliwość przerwania łańcuchów dostaw będąca wynikiem czasowego wyłączania mocy produkcyjnych w zakładach na terenach zagrożonych.
Tego elementu nie uwzględniały prognozy makroekonomiczne publikowane na przełomie roku. Można jednak polemizować czy tak mocna reakcja giełd jest adekwatna. Wydaje się, że rynek dyskontuje na wyrost najgorsze możliwe scenariusze. Z podobnym zjawiskiem inwestorzy mierzyli się w grudniu 2018 roku na rynku amerykańskim.
Na obecnym etapie trudno formułować precyzyjne krótkoterminowe prognozy. Należy jednak spokojnie oddzielić medialny szum od realnej skali zdarzeń gospodarczych i jak zawsze na rynkach akcyjnych podejmować decyzję w dłuższym horyzoncie czasowym niż dzisiejsze nagłówki w serwisach internetowych.